Koty i grzybica na osiedlu

17 sierpnia 2016

Poniżej zacytowany jest mail otrzymany od mieszkanki naszego bloku. O sprawie dowiedzieliśmy się we wtorek. Dziś zakupiony został środek przeciwgrzybiczy do stosowania na okolicznych kotach. Również zakupimy środek odkażający stosowany na rośliny. Sanepid nie ingeruje w podobne sytuacje.

W czwartek po południu lub w piątek przeprowadzona będzie dezynsekcja terenu: ławki, beton wkoło śmietnika i bloku, przy pergoli.

Ze strony mieszkańców są propozycje rozwiązania problemów kotów na naszym podwórku,  drastyczne i radykalne. Jest też i taka:

Aby zminimalizować w przyszłości prawdopodobieństwo występowania jakichkolwiek chorób odzwierzęcych na naszym podwórku należy zakazać dokarmiania kotów, stawiania budek dla kotów na terenie gdzie bawią się dzieci. Jeśli ktoś chce dokarmiać koty, to ustalmy, że będą to np. dwa miejsca na terenie wspólnoty (poza miejscami gdzie bawią się dzieci) i niech obowiązkiem osób, które dokarmiają koty niech będzie też sprzątanie resztek jedzenia po nich.

Przede wszystkim zdrowie dzieci i nasze, potem reszta.

—————————————————————————————————————–

Witam,

zgłaszam podejrzenie zaraźliwej grzybicy odzwierzęcej, która panuje na naszym osiedlu. Jest co najmniej parę znanych mi przypadków zakażenia u mieszkańców (dzieci i dorosłych) budynku Strumykowa 25ABCD.
Grzybicę najprawdopodobniej przyniosły koty, które w zeszłym tygodniu zostały zabrane do schroniska, z powodu rozległej grzybicy skóry.
Nie mam upoważnienia od osób zarażonych, aby ujawniać ich dane, więc podać przykładów nie mogę. Można ewentualnie rozwiesić ogłoszenia proszące o zgłaszanie się mieszkańców z podejrzeniem tej bardzo zaraźliwej choroby i stwierdzić na jakim dużym poziomie ten problem istnieje.
Pojawiają się nowe zakażenia (takie same ślady u ludzi na skórze wyglądające jak grzybica odzwierzęca) choć kotów już nie ma. Lekarze twierdzą, że grzybica może jeszcze utrzymywać się na podwórku i dobrze by było je jakoś odkazić.
Mając na uwadze powyższe, bardzo proszę, jeżeli to w ogóle możliwe, o jakąś interwencję sanepidu na naszym terenie i odkażenie podwórka.
Dziękuję z góry w imieniu wielu rodziców i ich dzieci, które w letnich miesiącach spędzają dużo czasu na dworze. Proszę pamiętać, że zaraz zaczyna się rok szkolny i dzieci idą zarażać kolejne dzieci w klasach.

Z poważaniem,

31 Comments

  • melisa pisze:

    Jestem miłośniczką wolno żyjących gołębi i chciałabym zainstalować duży gołębnik na smietniku.Będę też dokarmiać wszystkie inne ptaki na dziedzińcu okruchami chleba i tym co zostanie po obiedzie.Myśle że nikt nie będzie na nie zły,bo mają prawo żyć gdzie chcą.Są przeciez częścią natury tak jak ich odchody czyli są ,,dobrem narodowym”.Słyszałam też,że miłośnicy wolno zyjących szczurów i myszy chcą założyć specjalne karmniki a ktoś nawet mówił o zorganizowaniu dużego mrowiska pod wierzbą,ale prawdopodobnie tylko sobie żartował.

  • mieszkaniec pisze:

    Przytoczony przez p.Dora artykul jest tylko informacja o wolno żyjących zwierzętach. Ustawa mówi,że można je dokarmiac w miejscach wyznaczonych przez Spóldzielnię lub Wspólnotę.Niestety u nas dokarmianie (może poza Panią Dora) odbywa sie na dzikich zasadach.Resztki jedzenia pod śmietnikiem ,pod oknami itp.Wczoraj jeden z lokatorów zwracał uwage Pani z parteru ( A) żeby nie wyrzucała resztek koło śmietnika. I jaką otrzymał odpowiedz ? „To zostało z obiadu to co mam zrobić ? „

    • Marzena pisze:

      Ludzie wyrzucają jedzenie.To jest jedzenie np.mięso a nie resztki po posiłku.Worki ze śmieciami(jedzeniem) często leżą też obok śmietnika albo są wrzucane do pojemników na plastik.W przyrodzie nic nie lubi się marnować.Jeśli nie zjedzą tego koty,to zjedzą to szczury.

  • Dora pisze:

    Resztkami wolnego czasu, sił i zanim zmienię miejsce zamieszkania, chciałam zrobić porządek z kotami poprzez ich sterylizację i adopcje. Z kotów, które dokarmiałam miała pozostać tylko jedna wysterylizowana kotka, która trzyma się z daleka od dziedzińca. Państwo mnie do tego skutecznie zniechęciliście, więc róbcie sobie co chcecie z wolno żyjącymi kotami. Te koty nie są moją własnością tylko wg ustawy „dobrem narodowym”.
    Wszystko u ustawie dot. dbania koty znajdziecie Państwo w poniższym linku, a prześladowanie i szykanowanie osób, które im pomagają jest łamaniem zapisów konstytucji.
    https://marszniemilczenia.files.wordpress.com/2015/09/prawa-kotc3b3w-ogc3b3lne.pdf

  • Marzena pisze:

    Nagonka na koty i przyjaciół kotów -skąd w ludziach tyle agresji?
    A może grzybicę miał czyjś pies,a właściciel ze strachu przed atakiem innych mieszkańców i zarządu – ukrywa to.A od tego psa zaraził się kot…Tego nie wie nikt.W każdym razie ofiara (losu) kot już złapana.Pozostali jeszcze przyjaciele kotów a najlepiej znależć jednego i na nim się wyżywać.Dokopać mu.Za Koty.Za grzybicę.Za kupy.A może po prostu za wszystko…

    • melisa pisze:

      Można zauważyć,że niektórzy ,,przyjaciele kotów” zachowują sie prawie jak fanatyczni czciciele kotów.Może na przykład trzeba koty uznac za bóstwa a kocim budom przyznać rangę miejsc kultu to wtedy cała sekta kocijańska bedzie chroniona prawem.

      • Dora pisze:

        Pani zachowuje się jak fanatyczny prześladowca pewnej dobrze znanej grupy ludzi.
        Zgodnie z wprowadzonym do kodeksu karnego art. 190a: „Kto przez uporczywe nękanie innej osoby lub osoby najbliższej wzbudza u niej uzasadnione okolicznościami poczucie zagrożenia lub istotnie narusza jej prywatność, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.”

    • Maciej pisze:

      Gdzie ta agresja? czytam komentarze i nie widzę żadnej agresji! Kobieto, czytaj ze zrozumieniem i pozytywnym nastawieniem, wtedy w twojej głowie nie obudzą się demony.

  • Dora pisze:

    Kocięta były oswojone z prostej przyczyny, trzeba im było regularnie wyciągać kleszcze bo jest ich tu plaga, wiec się przyzwyczaiły do brania na ręce. Z drugiej strony po wyleczeniu w schronisku jest szansa, że szybko znajdą dom. Nikt nie chce adoptować drapiących dzikusów. Do Pani mieszkaniec: Jeżeli Pani ze zrozumieniem czytała artykuł to by Pani wiedziała, że koty mają prawo wybrać sobie miejsce. Kotka z maluchami była za blokiem, ale kilkakrotnie przynosiła kocięta chcąc wprowadzić się na dziedziniec. Myśli Pani, że jestem szczęśliwa że są wolnożyjące koty na osiedlu? Wolałabym aby ich tu nie było, ale jak są to im pomagam. Odrobaczam, odkleszczam, aplikuję środek na pchły, dokarmiam w takiej ilości ile są w stanie zjeść na miejscu. Właśnie po to żeby nie śmiecić na dziedzińcu i po to żeby były zdrowe. Szkoda mi też marnować jedzenia bo kupuję dla nich karmę z najwyższej półki, często weterynaryjną. Jeżeli jest możliwość to poddaje zabiegom kastracji. Nie wiem czy Państwo wiecie ale właśnie dzięki kilku moim interwencjom jest 7 kotów na osiedlu mniej.
    Do zarządu: Widzę, że z jednej strony prosicie mnie o psikanie kotów i o rady, a z drugiej oskarżacie o opiekę i przerzucacie odpowiedzialność. Bierzcie sobie ten środek i sami psikajcie. To nie są moje koty, tylko wolno żyjące. Próbujcie wyłapać, dzikie i kastrujcie sami. Pamiętając o tym, że trzeba się niemi opiekować (zapewnić dom) kilka dni a nawet tygodni po zabiegu. Miałam wysterylizować dwie kotki, ale w tej sytuacji chyba dam sobie spokój, a niech się rozmnażają i będzie to problem całej wspólnoty, a nie mój.

  • mieszkaniec pisze:

    Ciekawy artykuł o którym pisze „sąsiadka”.Jasno wynika z niego ,że można dokarmiać koty (dokarmiać a nie karmić) szczególnie w okresie zimowym oraz że nie wolno oswajać. Niestety z pełna premedytacją zostały oswojone przez Panią z 3 pietra AB wspólnie z dziewczynką z klatki CD. I niech nikt nie mówi ,ze nie były oswajane bo jak inaczej tłumaczyć chodzenie i potrząsanie karmą żeby biegały do jedzenia.W legendzie tak wyprowadzano szczury z zamku. Porozmawiajcie dokarmiający z sąsiadami .Prawie wszyscy juz mówią że to mocna przesada z tymi kotami.Nikt ich nie niszczył ale postępowanie paru osób doprowadziło do tego że był moment kiedy na dziedzińcu było więcej kotów niż ludzi.

  • Dora pisze:

    W dniu kiedy schronisko miało przyjechać po koty, mała dziewczynka ok. 5-6 lat (drobniutka, śliczna, blondyneczka o jasnej karnacji) trzymała jednego na ręce. Powiedziałam jej żeby wypuściła kota bo może być chory. Dziecko przebywało na podwórku bez opiekunów/rodziców. Czy takie małe dziecko może przebywać same na podwórku. Bogu dziękujcie, że w tym czasie nie przyszedł jakiś zwyrodnialec i nie porwał dziecka. Inną sprawą było zwrócenie uwagi dzieciom, które uderzały piłkę o nową elewację przy wejściu do windy przy klatce AB. Po zwróceniu mojej uwagi, żeby tego nie robiły powiedziały, że Pan Jan im pozwolił. Gały mi opadły i zapytałam jak to? Nie zwrócił im uwagi i uznały to za pozwolenie. Dzieci niejednokrotnie brały te koty na ręce a rodzice o tym nawet nie wiedzieli bo ich nie było przy nich.

  • Marzena pisze:

    Koty to wspaniałe zwierzęta.Te wolno żyjące mają prawo do życia obok nas bo
    Ziemia to planeta nie tylko dla ludzi.
    Wolno żyjące koty nie poradzą sobie w mieście bez pomocy człowieka.
    Potrzebują pożywienia i schronienia.Są osoby,które rozumieją to,mają wielkie serce i pomagają im przetrwać.Karmią,budują domki,leczą,poświęcają swój czas i pieniądze.
    Bardzo cenię te osoby i dziękuję im za to co robią.
    Dobro,które dają innym na pewno do nich wróci.

  • Dora pisze:

    Powtarzam, że koty zostały zabrane bezpośrednio po podejrzeniu, że są chore (dowiedziałam się o tym od osoby chorej, u której podejrzewano a nie stwierdzono grzybice). Wcześniejsze zabranie ich do schroniska było niemożliwe ponieważ oni nie przyjmują zdrowych wolno-żyjących kotów. Każdy mógł zadzwonić jak zauważył coś niepokojącego.

  • Dora pisze:

    Kocięta wraz z matką 2-krotnie były zabierane do weterynarza, za pieniądze prywatne. Weterynarz grzybicy nie zauważył. Miały podawane leki na wzmocnienie odporności. Po zorientowaniu się, że to może być grzybica natychmiast wezwałam organizację, która zajmuje się chorymi zwierzętami. Swoją drogą miałam kontakt z kotami przez ponad miesiąc, siadałam na ławkach i jestem zdrowa. Środki zapobiegawcze tj. mycie rąk po powrocie do domu, dezynfekcja ran, pranie odzieży uchroniły mnie przed chorobą.

    • admin pisze:

      Pani Doro,
      to dobrze, ze Pani się uchroniła.
      Żałuję tylko, że mając świadomość, że koty są chore na bardzo zaraźliwą chorobę nie poinformowała Pani Zarządu, który mógłby natychmiast przestrzec innych mieszkańców i może wtedy mniej byłoby dzieci, dorosłych i zwierząt zarażonych. Informacja dotarła do mnie tydzień po wywiezieniu chorych kotów. O tydzień za późno. I to nie Pani ją przekazała :-(
      IL

    • melisa pisze:

      Wie pani,fajnie że jest pani zdrowa,bo miała pani szczęście,ale ja nie mam najmniejszej ochoty grać w taką rosyjską ruletkę i narażać siebie i rodzinę na grzybice i inne świństwa.Jeśli pani lubi takie zabawy,to proszę sobie je urządzać w zaciszu domowym i nie narzucać swoich kocich fanaberii ogółowi.Te koty tez już chyba zdurnialy i zapomniały jak sie zdobywa jedzenie samodzielnie.Najgorzej jak ktoś próbuje zagłaskać kota na śmierć.

  • mieszkaniec pisze:

    Uważam ,że w sytuacji ,która ma miejsce na terenie naszej wspólnoty mamy obowiązek do radykalnych środków.Zbyt duża ilość kotów stanowiła zagrożenie.Powoływanie się na ustawę jest w tym wypadku co najmniej dziwne.Uchwała zielonogórska mówi o ewentualnym, dokarmianiu kotów ale wyłącznie w miejscach wyznaczonych przez spółdzielnię lub wspólnotę mieszkaniową.Mówi też o tym aby osoby dokarmiające sprzątały po tych zwierzętach i aby karmiono je karmą suchą.Uważam,że powinno się wyznaczyć takie miejsce (jedno) w oddaleniu od placów zabaw i miejsc w których przebywają dzieci,dorośli i psy.Dziwi mnie że ktoś może mówić o nie dotykaniu kotów i edukacji dzieci które przez oswajanie dawały się dotykać.A może osoby które dokarmiały te koty wzięłyby odpowiedzialność przynajmniej częściową na siebie ?

    • melisa pisze:

      Stanowczo sprzeciwiam się robieniu kocińca z dziedzińca.Dzikie koty nie powinny być oswajane i zachęcane jedzeniem do gnieżdzenia się tutaj.Ustawa chyba tego nie nakazuje.Jak dzikie i wolno żyjące to dadzą radę,a szczególnie wiosną, latem i jesienią.Innych dziko żyjących zwierzaków nie dokarmia się,na przykład jeży.

  • melisa pisze:

    Nawet jeśli nie będzie się dotykać kotów to one będą dotykać różnych przedmiotów, które i tak potem dotkną ludzie itd. Poza tym koty załatwiają się na dziedzińcu co jest dodatkową ,,atrakcją”. Podwórko nie jest miejscem do hodowli kotów, więc nie powinny być też dokarmiane a często kośćmi drobiowymi szkodliwymi np. dla psów, przez miejscowych nielicznych zagorzałych kotofilów. Jeśli te zwierzaki są wolno żyjące a ktoś chce jednak je dokarmiać, to niech je sobie weźmie do domu i tam trzyma. Ile dzieci musi się jeszcze zarazić i ile wspolnych pieniędzy trzeba będzie wydać na różne dezynfekcje itd. żeby było jasne kto tu jest dla kogo.

  • ewa pisze:

    Moja rodzina również boryka się z chorobą grzybicy odzwierzęcej (byliśmy u lekarza który pobrał próbkę do badania- wynik był jedno znaczny grzybica odzwierzęca)Dziecko dostało lek doustny oraz krem-maść do smarowania-czas leczenia może trwać nawet klika tygodni, w czasie kiedy pojawiają się nowe zmiany na skórze dziecko cały czas zaraża…moje dziecko zaraziło już 3 osoby które nie miały kontaktu z kotami. Sprawa jest poważna, oglądajcie moi Drodzy swoje pociechy ale i siebie….
    Pozdrawiam

  • ek pisze:

    witam, u nas w rodzinie tez mamy problem grzybicy odzwierzęcej(stwierdzona u dermatologa) mimo iż osoby zakażone w mojej rodzinie w tym ja nie braliśmy zwierzaków na ręce-przebywaliśmy na dziedzińcu (a to ławka, rolki, hulajnoga….)po to ten dziedziniec służy.

  • Adela pisze:

    Nikt nie wini koty. Winni są ludzie, owszem, ale nie dzieci, to dorośli są winni. Nawet jak maluchowi zakaże się brania dzikich zwierząt na ręce, to albo usłucha, albo nie, albo chociaż pogłaska je. To jest natura dziecka.
    Dlaczego DOROSŁE osoby, opiekujące się kotami widząc co się dzieje nie działały szybko, nie uprzedziły o bardzo zaraźliwej chorobie odzwierzęcej chociażby Zarządu? nie mówiąc już o rodzicach i innych mieszkańcach?
    Czy podwórko jest dla kotów czy dla dzieci?
    Nie jestem przeciwna kotom, jestem przeciwna narażaniu głownie dzieci, ale też dorosłych i naszych psów na niepotrzebny stres, chorobę, której można było uniknąć. A to byłoby możliwe, gdyby miłośnicy kotów dokarmiali je poza terenem, gdzie bawią się dzieci. Nie trzeba usuwać kotów z terenu, wystarczy że będzie się je wspierać odpowiedzialnie .
    Dlaczego dzieci nie mogły bezpiecznie bawić się w piaskownicy? właśnie dlatego, że koty zrobiły z niej toaletę. Gdyby teren dziedzińca nie był atrakcyjny dla kotów, bo tu nie dostawałyby pożywienia, to i piaskownica byłaby bezpieczna.
    Jestem za propozycją rozwiązania problemu przedstawioną we wpisie „Koty i grzybica na osiedlu”

  • Marzena pisze:

    Przyczyna problemu grzybicy tkwi w ludziach a nie w kotach.Gdyby ludzie (dzieci),wiedzieli że małe,wolno żyjące koty to nie zabawki do brania na ręce i przytulania lecz zwierzęta,wobec których należy zachować dystans- nie byłoby problemu.Więc edukujmy nasze dzieci i dbajmy o nasze środowisko,bo podwórkowe koty stanowią jego część.
    Kot wolno żyjący podlega ochronie z mocy „Ustawy o ochronie zwierząt”.
    Rozwiązania „drastyczne i radykalne” to przestępstwo.

    • Wkurzony pisze:

      Jest też ustawa o ochronie zdrowia i inna o ochronie zdrowia psychicznego – dotyczą ludzi.

  • Kwiatek pisze:

    Rodzice pozwalali dzieciom brać na ręce dzikie zwierzęta, a teraz mają pretensje do całego świata. Gdzie byliście rodzice jak kociaki były targane na rekach i ganiane?

    • Adela pisze:

      A gdzie był Kwiatek?

    • ek pisze:

      Moja rodzina nie miała kontaktu z kotami , przebywaliśmy na dziedzińcu…ławka, rolki , hulajnoga…
      i niestety też zaraziliśmy się grzybicą odzwierzęcą-bierzemy leki

    • Maciej pisze:

      A ja mam pretensję nie do całego świata tylko do takich jak pani, którzy mają za nic innych ludzi. To, że pani jest zdrowa się liczy, a to że inni chorują to nieważne.Filozofia Kalego i tyle.ja się myłam, ja prałam,ja uważałam,ja, ja ja jajajajaj

      • sąsiadka pisze:

        Każdy jest ważny. Każdy się liczy. Każdy odpowiada za siebie. Ja nie mam pretensji do nikogo.